13.6.07

Balada o nama

Ako odeš, široko sivo stopalo gradskog neba zgaziće moju tršavu glavu i razliti pločnicima. Razbiću čelo o bandere i sva ću pluća izjecati i izjaukati. Pokidaću košulju i kožu sa grudi noktima, koji su sada crni i zapušteni kao lišće koje po ivicama polako počinje da truli.

Jer sve na tebe liči. Ukus tvoje krvi prodavaće dečaci, sa kupinama, pred mrak, po uglovima ovih ulica.

Razlivenu toplinu tvoje postelje vezaće u čvorove sestre u bolnici. Dezinfikovaće smisao tvoga osmeha na čaši iz koje si pila lekove. Obrisaće novinama reči koje si mi govorila kroz prozorsko staklo. I sve će svesti na brutalno.

Ako odeš, ponećeš mene, a sebe ćeš ostaviti u oblicima moga sna i jave, koje će sažaljevati ili nepoznavati ljudi u prolazu.

Sve ću kuće ocrniti katranom i tući one koji ne umeju da nariču kad se spomene tvoje ime. Jer laž su priče o novim sastancima, laž sve uspomene i posete rodbine nedeljom po podne. Nikada se više nećemo naći.

Ostaću sam pod svrdlom svetiljke sa tavanice iz koje će mi se stvarnost godina uvrtati u potiljak. I sve lepo će s tobom umreti.

I svakog proleća krovovi će dugo plakati suzama okopnelog snega.










Ballada o nas

Jeśli odejdziesz, szeroka szara stopa miejskiego nieba przygniecie moją zwichrzoną głowę i stratuje na bruku, rozbiję czoło o latarnię, wyszlocham i wyjęczę płuca, zerwę koszulę i skórę z piersi paznokciami, czarnymi jak liście butwiejące na krawędziach,

bo wszystko mi ciebie przypomina, na rogach ulic będą sprzedawać smak twojej krwi wraz z jeżynami,

ciepło twojego łóżka wypiorą pielęgniarki w szpitalu, zdezynfekują sens twojego uśmiechu na szklance, z której piłaś lekarstwa, wytrą szmatami słowa, które mi powiedziałaś przez szkło okienne, i wszystko powróci do trywialności,

jeśli odejdziesz, zabierzesz mnie ze sobą, a siebie zostawisz w kształcie mojego ubrania, któremu będą współczuć i które nie będzie poznawać znajomych.

Wszystkie domy poczernię smołą i bić się będę z ludźmi o płacz na dźwięk twojego imienia,
bo kłamstwem są bajki o spotkaniach po odejściu, kłamstwem wszystkie wspomnienia i odwiedzanie rodziny, w niedzielę po południu, kłamstwem wszystkie pomniki, bo nigdy już więcej nie spotkamy się,

zostanę sam pod świdrem lampy na suficie, która mi się wwierci w potylicę, i wszystko umrze,

a każdej wiosny dachy długo płakać będą łzami topniejącego śniegu.

(Preveo na poljski: Julian Przyboś)

1 comment:

Anonymous said...

dlaczego nie:)